Wojciech Life

życiowe luźne zapiski niemieszczące się tematyką nigdzie indziej

Żabka, sobota, chwilę przed 21. Kupuję sobie ciastka i piwo bezalkoholowe, przy kasie obok “stoi”, a raczej słania się, nawalony imprezowicz. Głośno coś komentuje, gdy kasjerka kuca przy otwartej lodówce na “małpki”. Nie widziałom, czy ta transakcja kartą przeszła, gdy jegomość już stał z otwartą, napoczętą setką w kolorze cytryny.


Zdjęcie skrzyżowania przy placu Brama Portowa w Szczecinie. Głównym tematem zdjęcia jest Brama Portowa, pozostałość po fortyfikacjach miejskich zbudowanych w czasach pruskich

Brama Portowa


Poczułom bardzo mocno na skórze, że nasze wspomnienia to nie jest dokładny przebieg zdarzeń, lecz ledwie tak zapamiętany scenariusz, do którego dorabiamy scenografię, patrząc na nią przez szkła różowych okularów.

W Szczecinie mieszkałom dokładnie 23 lata. W dniu urodzin zamknęłom ten rozdział, najpierw przez rok mieszkając we Wrocławiu, by potem osiąść w Warszawie, pozostając tam już czwarty rok. Nie wiem czy to przytarta pamięć do miejsc, czy jednak odtwarzam zaledwie scenariusz z pokolorowanym miejscami, ale strasznie mi ten Szczecin wyszarzał.

Ulubiony mural na ścianie kamienicy kilkanaście metrów od rodzinnego bloku? Stracił swoje kolory, a jego główna część przestała istnieć, skruszona i zmieszana z miejskim kurzem poleciała siną w dal. Ulice, przy których znajduje się moje technikum? Wiem, że remonty miały zmienić tamto skrzyżowanie, ale to już nie to, kłócę się wewnętrznie z tym, że 7 lat temu to wszystko było inne.

Dlaczego to nie zatrzymało się w czasie, jak moje migawki z tamtych czasów?


Zdjęcie placu budowy pętli tramwajowej

Plac budowy pętli tramwajowej Pomorzany


Idę z ojcem na działkę, podziwiam nową bramę wjazdową na RODOS. Przyglądam się furtce dla pieszych, na której umieszczono komunikat napisany niebieskim Arialem z włączonym Caps Lockiem:

Prosimy w godzinach wieczornych zamykać bramkę na klucz Nasze ogrodowe dziki nauczyły się ją otwierać kiedy nie jest zakluczona

Mamy bardzo mądre dziki w tym Szczecinie.


Zdjęcie kartki powieszonej na furtce. Tekst głosi: "Uwaga
Prosimy w godzinach wieczornych zamykać bramkę na klucz
Nasze ogrodowe dziki nauczyły się ją otwierać kiedy nie jest zakluczona"


Coś mnie w sercu ukłuło w piątek. Nostalgia albo tęsknota, samo nie wiem. Wychodzę z Kaskady i idę ulicą Krzywoustego w kierunku placu Kościuszki. Tego sklepu już tam nie ma. Tutaj nawet nie pamiętam co było, ale właściciel lokalu chyba nawet nie chce pamiętać: “NA SPRZEDAŻ LUB WYNAJEM”.

Albo tam na alei Niepodległości, lokal z piwami regionalnymi. Parę lat temu bym tam zajrzało, kupiło ulubione piwo miodowe. Dziś nie piję, ale to nie ma znaczenia. Za miesiąc dzieciaki po szkole i ich rodzice po pracy będą mogli w tym lokalu kupić sobie papierosy elektroniczne.

Właśnie zdałom sobie sprawę, że tylko nie spojrzałom jaka iteracja kawiarni znajduje się tam na końcu Krzywoustego, na przeciwko biblioteki. Łyk wody, właśnie się zorientowaliśmy ze współpasażerami, że klimatyzacja w przedziale przestała działać.


Napis na cegle głoszący "Radek oddaj moje 40 PLN"

Przecław


Śniadanie w hotelu, godzina ósma, w tle leci radio Złote Przeboje. Prowadzący poranną audycję przygaił, że ukazało się badanie, wedle którego brak snu przez 16 do 18 godzin powoduje podobne efekty, co wypicie 2–3 piw, po czym okrasił to żartem, że w sumie to wychodzi taniej i człowiek tyle nie tyje.

Uśmiechnęłom się niemrawo pod nosem, będąc po maratonie grania w Stardew Valley do drugiej w nocy.

Widok w środku nocy z okna hotelowego na czwartym piętrze na bazylikę archikatedralną świętego Jakuba Apostoła w Szczecinie. Katedra charakteryzuje się częściowo przeszkloną szpiczastą wieżą na planie kwadratu, widoczną na zdjęciu od frontu. Mniej więcej u podstawy przeszklenia znajduje się taras widokowy na wysokości 56 metrów.

Bazylika archikatedralna św. Jakuba Apostoła

Wciąż dochodzę do siebie po ostatniej wyprawie, tym razem do Londynu. Po raz pierwszy wywiało mnie tak daleko, że aż potrzebowałom paszportu do przekroczenia granic, fizycznie i duchowo.

To miejsce istnieje!

Pierwszym szokiem kulturowym było wyjście ze stacji metra niedaleko naszego hotelu. Trafiłyśmy w sam środek… ulicy targowej. Wszędzie kramy z żywnością, tekstyliami, biżuterią i podobnymi akcesoriami, wszystko w klimatach afrykańsko–arabskich.

Drugim, największym szokiem, było wyjście ze stacji Westminster, praktycznie wprost pod Big Bena. Nie mogłom oderwać oczu od budynków i miejsc, które, jak to później określiła moja partnerka, widziałyśmy dotąd jedynie w podręcznikach do nauki angielskiego, a bezpośredni kontakt z nimi był wręcz surrealistyczny.

To, co się dało w trakcie dwugodzinnego spaceru obejrzeć (mniej więcej) z bliska, obejrzałyśmy — wspomniany już Big Ben, budynek Parlamentu, pałac Buckingham, memoriał Victorii czy park św. Jakuba.

Formuła E

Najważniejsze jednak miało wydarzyć się w sobotę i niedzielę. Finał sezonu Formuły E elektryzował nas już od moich urodzin (lub jak kto woli weekendu w Portland), gdzie aż siedmiu kierowców miało matematyczne szanse na tytuł, w niedzielę co prawda już trzech, ale dzieliło ich po kwalifikacjach jedynie CZTERY punkty.

Mój związek przeżył rollercoaster emocji, ja tych najbardziej pozytywnych po wygraniu mistrzostwa świata przez “mojego” kierowcę, Pascala Wehrleina, natomiast moja dziołcha przez ostatnie ćwierć wyścigu zakrywała twarz flagą Nowej Zelandii, po odpadnięciu jej ulubieńca Nicka Cassidy'ego. Bardzo mieszane uczucia o dużych stężeniach, ale mimo wszystko mogłom i byłom w stanie cieszyć się swoim szczęściem, a z Londynu wyjechałyśmy bez jakichkolwiek kwasów między sobą.

📷 FOTOGALERIA ZDJĘĆ KIEROWCÓW DOSTĘPNA NA MOIM PROFILU NA FLICKR

Niestety nie zabrakło seksizmu w naszym życiu. W trakcie niedzielnych kwalifikacji dziołcha siedziała pomiędzy mną, a mężczyzną wyglądającym na klasę wyższą brytyjskiego społeczeństwa. No i oczywiście kogo spytał o to o co chodzi z tymi wyścigami teraz w kwalifikacjach? Wiadomo, że baby nie spyta, baba też tak jak on nie będzie wiedzieć o co chodzi. Pomimo tego, że w aplikacji Formuły E do obstawiania wyników kwalifikacji i wyścigów (uprzedzając pytania, nie chodzi o zakłady bukmacherski, lecz o zabawę w zdobywanie punkcików, za które można odebrać nic) idzie jej znacznie lepiej ode mnie.

Poszerzanie horyzontów

W rozmowie ze znajomym świeżo po powrocie opowiedziałom mu, że ta podróż otworzyła mi bardzo wiele klapek w mózgu. Nawet w Berlinie nie spotkałom się z tak różnorodnym, a jednocześnie otwartym społeczeństwem. W tym wielkim kulturowym tyglu przez te cztery dni nie zauważyłom ani jednego zgrzytu. Mili ludzie, żyjący w spokoju obok siebie, w pięknym miejscu i mieście (jestem zachwycone budownictwem tam na miejscu, te szeregowe domki podbiły moje serce).

Odpoczęłom, mimo wysiłku pokonywania dziesiątek kilometrów pieszo dziennie. Odpoczęłom od życia codziennego, które czekało na mnie już po powrocie. Jakoś tak teraz lżej po prostu.