Wspomnienia londyńskie

Wciąż dochodzę do siebie po ostatniej wyprawie, tym razem do Londynu. Po raz pierwszy wywiało mnie tak daleko, że aż potrzebowałom paszportu do przekroczenia granic, fizycznie i duchowo.

To miejsce istnieje!

Pierwszym szokiem kulturowym było wyjście ze stacji metra niedaleko naszego hotelu. Trafiłyśmy w sam środek… ulicy targowej. Wszędzie kramy z żywnością, tekstyliami, biżuterią i podobnymi akcesoriami, wszystko w klimatach afrykańsko–arabskich.

Drugim, największym szokiem, było wyjście ze stacji Westminster, praktycznie wprost pod Big Bena. Nie mogłom oderwać oczu od budynków i miejsc, które, jak to później określiła moja partnerka, widziałyśmy dotąd jedynie w podręcznikach do nauki angielskiego, a bezpośredni kontakt z nimi był wręcz surrealistyczny.

To, co się dało w trakcie dwugodzinnego spaceru obejrzeć (mniej więcej) z bliska, obejrzałyśmy — wspomniany już Big Ben, budynek Parlamentu, pałac Buckingham, memoriał Victorii czy park św. Jakuba.

Formuła E

Najważniejsze jednak miało wydarzyć się w sobotę i niedzielę. Finał sezonu Formuły E elektryzował nas już od moich urodzin (lub jak kto woli weekendu w Portland), gdzie aż siedmiu kierowców miało matematyczne szanse na tytuł, w niedzielę co prawda już trzech, ale dzieliło ich po kwalifikacjach jedynie CZTERY punkty.

Mój związek przeżył rollercoaster emocji, ja tych najbardziej pozytywnych po wygraniu mistrzostwa świata przez “mojego” kierowcę, Pascala Wehrleina, natomiast moja dziołcha przez ostatnie ćwierć wyścigu zakrywała twarz flagą Nowej Zelandii, po odpadnięciu jej ulubieńca Nicka Cassidy'ego. Bardzo mieszane uczucia o dużych stężeniach, ale mimo wszystko mogłom i byłom w stanie cieszyć się swoim szczęściem, a z Londynu wyjechałyśmy bez jakichkolwiek kwasów między sobą.

📷 FOTOGALERIA ZDJĘĆ KIEROWCÓW DOSTĘPNA NA MOIM PROFILU NA FLICKR

Niestety nie zabrakło seksizmu w naszym życiu. W trakcie niedzielnych kwalifikacji dziołcha siedziała pomiędzy mną, a mężczyzną wyglądającym na klasę wyższą brytyjskiego społeczeństwa. No i oczywiście kogo spytał o to o co chodzi z tymi wyścigami teraz w kwalifikacjach? Wiadomo, że baby nie spyta, baba też tak jak on nie będzie wiedzieć o co chodzi. Pomimo tego, że w aplikacji Formuły E do obstawiania wyników kwalifikacji i wyścigów (uprzedzając pytania, nie chodzi o zakłady bukmacherski, lecz o zabawę w zdobywanie punkcików, za które można odebrać nic) idzie jej znacznie lepiej ode mnie.

Poszerzanie horyzontów

W rozmowie ze znajomym świeżo po powrocie opowiedziałom mu, że ta podróż otworzyła mi bardzo wiele klapek w mózgu. Nawet w Berlinie nie spotkałom się z tak różnorodnym, a jednocześnie otwartym społeczeństwem. W tym wielkim kulturowym tyglu przez te cztery dni nie zauważyłom ani jednego zgrzytu. Mili ludzie, żyjący w spokoju obok siebie, w pięknym miejscu i mieście (jestem zachwycone budownictwem tam na miejscu, te szeregowe domki podbiły moje serce).

Odpoczęłom, mimo wysiłku pokonywania dziesiątek kilometrów pieszo dziennie. Odpoczęłom od życia codziennego, które czekało na mnie już po powrocie. Jakoś tak teraz lżej po prostu.